poniedziałek, 14 maja 2012

Relacja z dnia pierwszego

A dokładniej z dnia pierwszego drugiej fazy. Bo tak sobie umownie nazywam te ostatnie obżarstwo jako faza stabilizacyjna wagi i teraz ma być następny etap zrzucania ;)

Szczegółowa relacja będzie się opierać na tym co zjadłam i czego nie :)

Zacznijmy od pierwszego mojego posiłku dnia czyli mleka z imbirem, który to dziś nie wystąpił bo zwyczajnie zaspałam!! 
Była natomiast o 7.00 kawa z mlekiem i słodzikiem.

Drugie śniadanie zatem z wielkiego głodu jadłam już szamałam po 8 w postaci serka homogenizowanego "z krówką" -jakoś chęć na słodkie zamiast pączków trzeba było zaspokoić i to był wg mnie adekwatny wybór między "starym" a "nowym".

Na drugie śniadanie koło południa (poskramiając lenistwo) naobierałam, nakroiłam owoców w postaci jabłka, mandarynki i banana, suto zabarwiając na biło małym pojemniczkiem jogurtu naturalnego. Potrawę jadła po odstaniu i przemacerowaniu się składników jednocześnie czekając na działanie zażytych proszeczków i dawki błonnika.

Potem już była "kolacja z obiadem za jednym przysiadem". Lubię tę opcję. Choć chyba w trakcie poprzedniej diety (i jednocześnie wg ajurwedy)  jedzenie obiadu w pracy w południe jest  bardziej poprawne. Pewnie jednak będzie ten obiad tak występował zamiennie, raz o 12 raz o 16 w zależności od tego o której, jak długo będę w pracy i czy potem będę jechać do domu czy na siłownie.
Na ten główny posiłek "zapodałam sobie dal", co w wolnym tłumaczeniu znaczy, że swoje krotki skierowałam do restauracji indyjskiej i zamówiłam tradycyjną potrawę z tych regionów czyli Dal. Dalem nazywane są wszystkie rodzaje grochu a także potrawy które ja zawierają. Mój dzisiejszy dal zawierał fasolę. Indianie... tfu ;) Hindusi jedzą go z ryżem albo ze swoim pieczywem. Nota bene uwielbiam to pieczywo ale dziś wybrałam je z ryżem, ponieważ podobano, łączenie dalu z ryżem zwiększa przyswajalność białka no i chyba ryż jest zdrowszy niż biały placek. Do tego indyjska kawa, ale to tym napoju bogów to innym razem, bo "cuś" się rozpisałam dzisiaj i jakoś późno się zrobiło :)
A tak się prezentowało moje jedzonko:


Aha, dzień z godnie z obietnicą zaczęłam od skiknięcie na wagę. Było gorzej niż się spodziewałam, czyli:
waga obecna 111,5 kg ; waga wyjściowa 126,6
na ten moment od początku: minus 15,1
tak, więc ogólnie rzecz biorąc LIPA!!, trzeba na nowo zrzucić 5 kg, a tak to było by już następne 5 kg... no ale stało się, nie ma co "płakać nad rozlanym mlekiem" itd

2 komentarze:

  1. super wygląda to danie:) 15 kg to i tak bardzo dużo! ja też mam takie fazy... teraz znów próbuję odstawić wszystko co złe ale słabo idzie. pozdrawiam i wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również muszę zrzucić małe co nie co. Ja na szczęście mimo słabej przemiany, nie tyję za bardzo...jedynym problemem jest brzuch. Szczupłe nogi, wąskie biodra.....muszę walczyć z brzuchem, ryż wygląda apetycznie. Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń