Jak stosowałam się do dietetycznego
menu pisałam codziennie jadłospis. Dlaczego by nie napisać i dziś,
zważywszy, że był typowo ostatkowy... ? I tak:
Żarełko dnia:
Śniadanie
Płatki na mleku (dobry nawyk sprzed i
w trakcie diety)
II Śniadanie
Pomarańcza (też jakoś po diecie
pozostało.)
Obiad
Pączki w ilości 2 szt ( W końcu ostatki i nie
mogło się obyć bez moich ukochanych pączusiów!!! Przy czym
lubię te bukowate, raz mi się trafił z zakalcem i był
najpyszniejszy :) Śledzie i faworki mogą dla mnie nie istnieć.
Kwintesencja ostatków to PĄCZUNIO )
Kolacja
Mael Drink.
Tak, tak napój białkowy. Wyszłam
dziś jak biały człowiek z pracy i poszłam na siłownię. Miałam
nieco wątpliwości czy tam iść ze względu na katar.
W prawdzie już pierwsze próby
zwalczenia kataru podjęłam skoro świt, wstając wcześniej i
zgodnie z pradawnym moim zwyczajem po uprawiałam jogę oddechową.
Taka hiperwentylacja podobano zabija bakterie. Faktycznie pomogło.
Miałam mniejszy kater w pracy i jakoś spokojniej przeżyłam w niej
dzień.
Wracając do siłowni. Jak tam weszłam
poczułam się „jak u siebie”. Nie wiem czy rozumiecie o co mi
chodzi. Tzn nie był to wcale przykry przymusowy powrót. Bardzo miło
i sprawnie wykonałam plan i czas minął bardzo szybko. Wzięłam
pudełko chusteczek na wszelki wypadek, ale o dziwo nie były
potrzebne i wyszłam już stamtąd całkiem bez kataru. Normalnie
jestem happy, że tam poszłam.
Teraz jestem trochę zmęczona, bo
jednak tyle przerwy zrobiło swoje więc spadam do łóżeczka.
Pisz częściej !
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie ;)
http://aleexsmile.blogspot.com/