wtorek, 21 lutego 2012

Ostatki


Jak stosowałam się do dietetycznego menu pisałam codziennie jadłospis. Dlaczego by nie napisać i dziś, zważywszy, że był typowo ostatkowy... ? I tak:

Żarełko dnia:

Śniadanie
Płatki na mleku (dobry nawyk sprzed i w trakcie diety)

II Śniadanie
Pomarańcza (też jakoś po diecie pozostało.)

Obiad
Pączki w ilości 2 szt ( W końcu ostatki i nie mogło się obyć bez moich ukochanych pączusiów!!! Przy czym lubię te bukowate, raz mi się trafił z zakalcem i był najpyszniejszy :) Śledzie i faworki mogą dla mnie nie istnieć. Kwintesencja ostatków to PĄCZUNIO )

Kolacja
Mael Drink.

Tak, tak napój białkowy. Wyszłam dziś jak biały człowiek z pracy i poszłam na siłownię. Miałam nieco wątpliwości czy tam iść ze względu na katar.

W prawdzie już pierwsze próby zwalczenia kataru podjęłam skoro świt, wstając wcześniej i zgodnie z pradawnym moim zwyczajem po uprawiałam jogę oddechową. Taka hiperwentylacja podobano zabija bakterie. Faktycznie pomogło. Miałam mniejszy kater w pracy i jakoś spokojniej przeżyłam w niej dzień.

Wracając do siłowni. Jak tam weszłam poczułam się „jak u siebie”. Nie wiem czy rozumiecie o co mi chodzi. Tzn nie był to wcale przykry przymusowy powrót. Bardzo miło i sprawnie wykonałam plan i czas minął bardzo szybko. Wzięłam pudełko chusteczek na wszelki wypadek, ale o dziwo nie były potrzebne i wyszłam już stamtąd całkiem bez kataru. Normalnie jestem happy, że tam poszłam.

Teraz jestem trochę zmęczona, bo jednak tyle przerwy zrobiło swoje więc spadam do łóżeczka.

1 komentarz:

  1. Pisz częściej !

    Zapraszam też do mnie ;)
    http://aleexsmile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń