wtorek, 24 stycznia 2012

Kiepawo

Zaczęło się w niedzielę popołudni. W sposób zupełnie niekontrolowany poszedł w ruch chleb z masłem. Potem 4 cukierki czekoladowe (nie umiałam poprzestać na jednym). Tak sobie myślę, że może podświadomie, to był bunt, że skoro waga i tak nie spada pomimo starań (bo tak było) to po co się męczyć...

Wczoraj pomimo, że uczciwie, dokładnie etc trzymałam się jadłospisu psychicznie miałam jakieś kiepskie nastawienie. Nachodziły mnie często myśli,  czy by tek wszsytkiego nie pierdyknąć w cholerę i ogólnie w tym stylu. Do tego miałam jakiś duży, dziwny ból głowy.
Trochę siłownia pomogła, choć i tak po przyjściu do domu prawie prosto poszłam spać.

Jak by tego było mało, wczoraj też dotarły do mnie średnich wiadomości rodzinne, bardzo rodzinne bo dotyczące mojego męża i jego pracy. A dziś w myśl zasady "nieszczęścia chodzą parami" i nie ciekawe zrobiło się w mojej  pracy. 
Ehhh... Jakoś to trzeba przetrwać, ale mam teraz zero ochoty na cokolwiek....

Względem menu, ostatni dzień tego dwutygodniowego etapu.
Na obiad w ramach kurczaka z warzywami, zrobiłam sobie z mojego przepisu na PALAK PANEER: olej do smażenia cebulki ominęłam tak jak i końcowe mleko, ser zamieniłam na kurczaka. W ramach gramatury miałam ok 200 g szpinaku a przypraw dałam jak na całe 0,5 kg i było pyszne :) Z wyglądem niestety mniej fajnie :) ale dla porządku zamieszczam.



2 komentarze:

  1. :-) zdjęcie poetycko zielone, hehe
    Czy mogę w jakiś sposób pomóc? Życzę wyjścia na prostą !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję. Tak na prawdę muszę sama sobie znów poprzestawiać odpowiednia klapki a ze zmianami się pogodzić. A Ty już pomagasz, że zaglądasz i także swoim sukcesami mnie motywujesz. Dziękuję :*

      Usuń