wtorek, 31 stycznia 2012

Sorry...

Przepraszam za wczorajszy wpis. I jestem chyba winna jakieś wyjaśnienia :)

Dyspensa jakiej sobie udzieliłam na wyjazd integracyjny z dwóch dni przeciągnęła się do czterech. Nie mogę w ogóle wyhamować. Baa , to były wręcz napady jedzenia kompulsywnego. Sama się dziwię gdzie to wszystko się mieściło, bo prościej było by wymienić czego nie jadłam niż co jadłam :/ Oczywiście na wadze 2 kg więcej. Przez co wczorajsze poczucie sięgnięcia dna i niemożność wyrażenia tego jakimś rozsądnym słowem. Czułam oddech nałogu na plecach i  jego radość, że znów z taka lubością mu ulegam. Pochłonęły mnie ciemności. Nawet wieczorne poczucie nadmuchania jak balon nie pomogło zmyć tego bielma z oczu, nie zesłało opamiętania. Z radosnej odskoczni stało się to moim koszmarem.
Źródło


Źródło

 

Nie pomogła nawet siłownia. Tam też robiłam uniki. Poszłam w prawdzie w niedzielę za piątek i wg plany wczoraj. Jednak zamiast dać wycisk na spalanie kalorii to dałam se w mięśnie rąk, że dziś przekładanie biegów w samochodzie sprawiało mi ból. A jazdę na rowerku to nawet skróciłam. Odezwał się demon dawnego negatywnego nastawienie do ruchu i nie pozwolił do pedałować do końca. Ehhh...


    




Dziś mam nadzieję się obudzić, ale czy uda mi się powstać z tych popiołów...?  Wczoraj rano też budziłam się z nadzieją na lepszy dzień, ale nie wiele to dało.



Nadzieja nadzieją, ale nie wybiegam w przyszłość dnia i piszę na bieżąco faktycznie pochłonięte jedzonko, a nie plany.

Żarełko dnia:

6.00 Karkówka a'la bolognese 
10.00 klops i surówka
14.00 klops i surówka











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz