wtorek, 10 stycznia 2012

Powtórka

Jako, że wiem, że jak już się nawet uda przeczytać post to do komentarzy potem się nie wraca, chciałam tutaj nawiązać do jednego który otrzymałam. Stąd będzie trochę powtórkowo. 

Pod postem z kina  i wyznaniu co zjadłam w tamten dzień dostałam komentarz, jak to źle robię (Szczegóły tytaj). Jeszcze raz dziękuję, za ten komentarz, bo się okazał "wodą na młyn" i mogę "stworzyć" tego posta.
Źródło
Odpisałam w sposób następujący:

Niewątpliwie teoretycznie rację masz. Ja jednak patrzę na to inaczej. Może dla Ciebie dieta to coś powszedniego i przychodzi Ci z łatwością jak piórko. Ja jednak mam bardzo mocno zakorzenione przez lata stare nawyki. I każdy dzień kiedy im nie ulegam uważam za sukces. I to, że tamtego dnia nie zjadłam całej porcji kebaba z frytkami, sałatką zakąszając potem ciastkiem (na obiad) potem ful zestaw z McDonalda (na kolację) - jak to do tej pory miałam w zwyczaju - uważam za sukces. I w tym wypadku te "dwie łyżeczki soli" i skrzydełka stanowiące odstępstwo od diety nie były wcale porażką. 
Nie mogę myśleć Twoimi kategoriami, bo za takim myśleniem zwykle następuje u mnie, jak już zjadłam te "dwie łyżeczki soli" to dlaczego nie zjeść całego obiadu jak dawniej...? A tak uważam, że tak miało być. 
Poza tym dieta jest dla mnie nie ja dla diety. Korzystam z jej dobrodziejstw jednak te małe wyskoki są mi potrzebne jak rybie woda. Jak zdrada w małżeństwie potrafi umocnić związek, tak mnie dają siłę na później właśnie takie grzechy. Nie, nie grzechy - to ma zły wydźwięk. Takie kompromisy na jakie idę sama ze sobą od czasu do czasu.  
Powiesz pewnie, że się oszukuję czy coś w tym stylu. Tak. I robię to świadomie. A świadomość wg mnie to jest mały kroczek w stronę sukcesu. I na razie się nie poddaję. To chyba jak do tej pory dieta w której najdłużej wytrzymuję. 


Jak by na potwierdzenie, zaraz po napisaniu tych słów otwieram skrzynką pocztową i czytam w mailu od mego Guru (no nie od niego bezpośrednio, ale jego słowa):

Zapomnij o przeszłości. Teraz uwierz w swoją niewinność. W chwili obecnej jesteś niewinny. Błędy przeszłości są wynikiem niewiedzy. Ale w chwili obecnej jesteś niewinny. To fakt.
I Była jeszcze jedna "mantra" w tym stylu:
Tak samo, jak przewracamy kartki kalendarza, powinniśmy przewracać nasz umysł. Nie wypełniajcie przyszłych dat, przeszłymi wydarzeniami.
Ucz sie i idź dalej.
I tego się będę trzymać. Było minęło. Nie będę do tego wracać.


Nasuwa mi się jeszcze jeden cytat, który umieszczałam też na tym blogu pisząc o książce "Krótka bajka o odchudzaniu z happy endem" Magdaleny Jarzębowskiej (W tym poście dotyczący "porażek":
"Każdemu, kto próbuje zdarzają się takie chwile, to nic złego. Ważne jest, żeby wciągnąć teraz z tego odpowiednie wnioski na przyszłość".




Idąc dalej tropem wspomnień i trzymając się jeszcze treści książki. Było tam dużo o "budowaniu własnej wartości", "dopieszczaniu tego wątłego stworzonka" i "nagradzaniu go".
I wczorajszy dzień pozwolił mojemu stworkowi urosnąć. Trzymałam się mono zaleceń odnośnie jedzenia. Plan na siłowni wykonałam w 100%. "Odebrałam nagrodę". Zrobiłam jeszcze jedną nową, drobną rzecz, z której jestem dumna. Miałam wypełniony dzień. I jak kładłam się spać, razem ze stworkiem o imieniu "poczucie wartości" byliśmy w wyśmienitych humorach.




Kończąc te dywagacje, dniem dzisiejszym i przyziemimy sprawni jakim jest menu...
Żarełko dnia:
6.00 ser biały i 2 kromki pieczywa żytniego WASA
10.00 pomarańcza
13.45 udko + warzyw i winegret
(oliwa z oliwek, pieprz, sok z cytryny)
  18.00 sałatka:
jajko, papryka, cebula, kalarepa, pomidor, kefir, czosnek, pieprz, kurkuma


4 komentarze:

  1. Witaj, znalazłam Twojego bloga u Justy, z reszta oba są rewelacyjne, będę tu z chęcią zaglądała! Zapraszam tez w odwiedziny do mnie www.zlapacmarzenia.blogspot.com też gacuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. dawno już zapomniałam o tym komentarzu, a tu proszę, odpowiedź specjalnie w nowym poście! czuję się zaszczycona :) powiem ci tak: lubię wchodzić na twojego bloga, i trzymam kciuki za każdą twoją kroplę potu i każde 100g mniej. poważnie. uwielbiam programy w telewizji gdzie ludzie się odchudzają, a najbardziej końcowe sceny, gdzie porównuje się początek z końcem, i ludzie mówią jacy szczęśliwsi są obecnie. podziwiam twoje zmagania z tuszą i liczę na dalsze rezultaty. jednak mam wrażenie, że byśmy się raczej nie zaprzyjaźniły. specjalnie wróciłam do mojego komentarza, a pod nim twój, że tego nie skomentujesz. ok. ale nagle zmieniasz zdanie i rozwodzisz się nad tym, że teoretycznie mam rację, blablabla, ale faktycznie to jest ciężko... powiem ci tak. twoim problemem jest BRAK KONSEKWENCJI. dobra, sama nie wiem jak to jest musieć się odchudzać, ale jest wiele innych spraw w życiu które wymagają silnej woli i potrafię ją utrzymać. stąd po części mój podziw, a po części pogarda wobec ciebie. skoro nigdy nie byłaś konsekwentna (o, zgrozo, twoje posiłki), to teraz musisz stosować nadludzkie wysiłki żeby trzymać się diety. ale dla mnie brak konsekwencji to słabość i ogromna wada, na którą odchudzający nie powinni sobie pozwalać. a nie pisałam tylko o dwóch łyżeczkach soli, tylko o nogach z kfc. masz zdumiewającą właściwość naginania sobie zdarzeń do własnych potrzeb. i jeszcze jedno - kochana, co to za pomysł że zdrada umacnia związek? jak to przeczytałam to omal mi galoty nie spadły. nie wiem w jakiej mądrej książce to przeczytałaś ale dla mnie to BZDURA. aha, zapomniałabym - masz fascynujący zbiór mądrości życiowych z miliarda różnych książek i poradników, ale one wszystkie są gówno warte :) jedyna pożyteczna rada to potrafić sobie powiedzieć NIE, w każdej życiowej sytuacji. rozumiem, że nie każdy to potrafi, a zatem pozostaje mi tylko życzyć tobie, byś się nauczyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Miło mi, że zaglądasz (czy może już powinnam napisać zaglądałaś... :))

    To, że zdecydowałam się odpisać wynikło wprawdzie z nieporozumienia. Uważam, że jednak dobrze się stało, bo każde zdanie które tu piszę pozwala mi często lepiej poznać siebie i swoje zachowania. Jednocześnie jak widać zrobiła się dzięki temu mała polemika, a to jest zawsze ciekawsze od … choćby braku komentarza ;) (przynajmniej dla niektórych) ;) I oczywiście muszę tu zacytować frazes: TYLKO KROWA NIE ZMIENIA ZDANIA!

    Konsekwencja. Jestem konsekwentna jak cholera bo już trwam w tym tyle czasu i tyle czasu prowadzę bloga. A odchudzanie nie jest to temat tak prosty. To nie wybór między czarnym a białym. To nie jest powiedzenie „od dziś nigdy więcej nie zjem pączka” i konsekwentnie się tego trzymać. Jeśli chodziło o jeden produkt w moim przypadku, był to alkohol, wola, była, jest i będzie niezłomna i życzę wszystkim takiej konsekwencji. Teraz jest inaczej. To lata nawyków (jak już pisałam), których nie da się tak łatwo obejść. Poza tym tyle pokus czyha na każdym kroku. Jak nie chcesz pić alkoholu to nie chodzisz tam gdzie piją etc. Sytuacje konfrontacji gdzie wykazujesz swoją siłę zdarzają się o niebo rzadziej. A jak w życiu uniknąć jedzenia i jego mnogości ?
    Skoro jak sama piszesz, nie wiesz co to odchudzania a ja nie wiem czy Twoja „konsekwencje” są równie złożone, to nie sądzę żebyśmy się zrozumiały.
    I piszesz: „ale dla mnie brak konsekwencji to słabość i ogromna wada,”
    A czy słabości i wady nie są rzeczą ludzką...? Nie wierzę, że Ty ich nie masz.

    Pisanie o soli, omijając skrzydłaka, nie było naginaniem zdarzeń, tylko wybiórczym procesem by nie odnosić się do każdego słowa pojedynczo. Idea dotyczyła obu tych rzeczy.

    Zdrada umacnia związek. To nie bzdura ale występujące realne przypadki. Nie mierz ludzi swoja miarą (bo jak mniema, Ty uważasz to za niedopuszczalne skoro „omal Ci galoty nie spadły”). Są różne stacje w życiu. W psychologa jednak się nie zamierzam bawić i wdawać w szczegóły. Obyś nigdy nie musiała tego sprawdzać na własnej skórze.

    Cytaty. Jak na razie użyłam tylko jednej książki a nie miliarda. Jako, że pozycja była związana z tematem chciałam ją wcześniej co nieco przybliżyć a teraz tylko to powieliłam. Poza tym nie uważam za naganne, wstawianie zdań ludzi mądrzejszych bądź znających się na temacie, które ładnie puentują moje myśli niż opisywać to masą własnych zdań. Zresztą, może to moje zdanie, tylko ktoś na nie wpadł wcześniej ;)

    Fakt, mówienie NIE sprawia mi duży problem, bo nigdy nie musiałam tego robić w żadnej życiowej sytuacji. Nawet zwykła szkoła asertywności była by przydatna. Także, życzenia nauczenia się mówienia NIE z miłą chęcią przyjmuję bo było by to w miarę potrzebne. Wiem też, że jest to dość negatywna cecha, ale głównie dla jej posiadacza.

    Szanuję Twoje zdanie i mam nadzieję, że Ty uszanujesz mój punkt widzenia. Nie staram się ukrywać swoich wad, piszę o słabościach, bo są wpisane w życie. I albo je ktoś zaakceptuje albo nie. Niestety znów nasuwa mi się frazes, że JESZCZE SIĘ TAKI NIE NARODZIŁ, KTÓRY BY KAŻDEMY DOGODZIŁ. A to, że każdy jest inny bardzo sobie cenię bo było by nudno. I tu prawie wracam do początku, więc czas kończyć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. mądra z ciebie kobita, i należysz do tego 1% procenta szafiarek XXL które są w stanie przyjąć krytykę. jestem w stanie zaakceptować twoje odmienne punkty widzenia poza tym o zdradzie, bo nie widzę stacji w życiu która mogłaby w jakikolwiek usprawiedliwić oszukanie drugiego, jeszcze tak bliskiego człowieka. pozdro!

    OdpowiedzUsuń