wtorek, 27 grudnia 2011

Rozterki

Na wadze zgodnie z przewidywaniem 3 kg więcej!!
To jednak wcale mnie nie załamało. Byłam na to przygotowana. Fakt troszkę szkoda się zrobiło, że zaprzepaściłam ostatnie powiedzmy dwa tygodnie. Jednak było to nijako wpisane. 
Dodatkowo ten fakt pomogła mi "przetrawić" książeczka jaką czytałam w weekend. "Krótka bajka o odchudzaniu z happy endem" Magdaleny Jarzębowskiej.
Źródło

No dobra to od razu o książce. 
Już kiedyś w swoim życiu w sposób psychologiczny podchodziłam do odchudzania. Były tworzone tabeli, listy motywujące etc.
To wydanie podaje pod nos ten sposób podejścia do walki z otyłością, ale w formie krótkiej bajeczki. Bardzo dobrze się czyta. Przypominają się pewne rzeczy. Była na ten czas dla mnie nowym źródłem motywacji.
Właśnie tam przeczytałam:
"Każdemu, kto próbuje zdarzają się takie chwile, to nic złego. Ważne jest, żeby wciągnąć teraz z tego odpowiednie wnioski na przyszłość".
Także wyciągam wnioski, wstaję i idę dalej, nie oglądając się za siebie!!! 
To zdanie pomogło mi zapomnieć o obżarstwie Świątecznym i dziś normalnie wrócić do diety.


Przepisałam sobie pewne błyskotliwe myśli. Znów potworzyłam tabelki. Jakoś nakręciło mnie to pozytywnie w ciągu dnia. Prawie zapomniałam zjeść obiad !! :) Największy problem, mam z pozycją "moje mocne strony". Ja w ogóle takie posiadam??!! No ale właśnie o to chodzi w tym wszystkim i nie będę dalej cytować książki.

To moja "jaskinia lwa"
Po pracy po dobrze wypełnionym dniu jedzeniem, chciałam żeby było jeszcze lepiej i poszłam na siłownie. 
Wpadłam pełna energii. Jednak od ostatniego jeżdżenia rowerkiem minęło trochę czasu. Do tego miałam dołożone orbitrek i brzuszki (w odwrotnej kolejności). Przy ostatnim pół godziny rowerka miałam już kryzys i myślałam, że nie dam rady. Dałam!! Wychodziłam jednak bardzo "spiczniała". Zastanawiałam się gdzie te endorfiny które powinnam czuć. Nie byłam zmęczona jak np po podbiegnięci do autobusu. To był taki rodzaj zmęczenie, jaki odczuwam po wielu godzinach łażenia po sklepach. Nogi nie chcą nosić, wszystko jest obojętne.  Nastrój ogólnie był jakiś taki miałam nieciekawy.

Najpierw wydawało mi się, że to wyrzuty z powodu, że za dużo kasy wydałam, że może powinnam wybrać jednak tę tańszą w swojej mieścinie.
Po głębszej analizie i wniknięciu w siebie (znów skutki uboczne czytania ;)) stwierdziłam, że to chyba jednak nie to. Przecież nie jednokrotnie potrafiłam wydać tyle w sumie na mało potrzebne rzeczy, a to coś co ma mi pomóc i nie powinnam myśleć tymi kategoriami. W końcu mam tam spędzać sporo czasu więc to chyba dobrze, że będą dobre warunki. Tym bardziej, że ludzie przemili. Jest sala tylko dla kobiet, co uważam za duży plus. Atmosfera bardzo mi się podobała etc...

Więc o co kurna "kaman"??!! 
Sala dla kobiet (ze strony klubu)
Olśnienie. Poczułam, że podpisując umową, zobowiązałam się do zmiany życia. Ludzie (w tym wypadku wychodzi, że i ja:)) wbrew pozorom nie lubią zmian. O ile łatwiej jest przyjść do domu, legnąć się na kanapie i narzekać, że jestem biedna, gruba i że wszystko jest do bani. A tu jak zapłaciłam trzeba będzie chodzić. Może nawet się czasem spocić. Do domu będę wracać później. Będzie mniej czasu na narzekanie. A "nie daj Boże" jeszcze mi się spodoba i na prawdę zacznę chudnąć, to na co będę zwalać niepowodzenia..???!! :) Sama dieta była jakoś mniejszym zobowiązaniem. Zawsze można było się najeść jak w weekend i zwalić wszystko na Słabą Wolę (choć to też błąd który uświadomiła mi książka). 

Do tego wypada okres, że odchudzam się trzy miesiące. U mnie jest tak, że jak do czegoś się zapalę, to żyję tym 24h/dobę. Po 3 miesiącach wszystko jakoś samoistnie moja. Staje się rutyną i tracę zainteresowanie. A tu zamiast zwinąć po cichu skrzydełka, "porywam się z motyką na księżyc".

Suma summarum, sama jestem ciekawa co z tego wyniknie. 
"Pożyjemy. Zobaczymy." Teraz we czwartek idę znów do "jaskini lwa"....

1 komentarz:

  1. Super udanego sylwestra zycze :*** u mnie dalej 2 konkursy to wpadaj zostawić maile :)

    OdpowiedzUsuń