sobota, 10 grudnia 2011

Pierwsza krew

Nareszcie weekend. Kiedyś to był zawsze kiepski okres dla "dochudzania". Tego weekendu się nie boję. Jedzenie przygotowane i nic mi nie straszne.

Wracając do mojego słówka "dochudzanie". Używam go pomimo, że nie występuję w słowniku a jest metodycznie bardziej zasadne. Słowa odchudzanie nie lubię i to druga przyczyna. Faceci też nie lubią tego słowa co miałam okazję ostatnio zaobserwować. Oni "redukują masę". I to faktycznie ładnie brzmi. Może będzie występować zamiennie w moich postach :).

Dziś drugie śniadanie, starłam na miał. Baa tak tarłam, że nie tylko marchew i jabłko uległo unicestwieniu. Już w bardzo poważny sposób nadszarpnęłam palce. Normalnie horror pt "Pierwsza krew" (już wiecie skąd tytuł posta). Trzeba będzie rekonwalescencji ;) W niedzielę, chyba trzeba będzie zatrudnić męża na tarkę :) Gotowe danie nie prezentuje się zbytnio ponętnie, ale smakowało w dwójnasób dobrze zrobione z takim poświeceniem :)

Wreszcie można pospać i jeszcze się polenić. Bo przyszły weekend już trzeba będzie ostro przygotowywać święta. Zatem miłego odpoczynku...

1 komentarz: