piątek, 30 grudnia 2011

Ostatnio i ostatki

Siłownia = straszny głód po.   Takie tragiczne równanie wczoraj odkryłam.
Siedziałam w "przybytku lwa" 2,5 godziny. 
Najpierw zalecane 20 min steperka.
Potem godzina z osobistym trenerem. Był taki jakiś dzień otwarty i w ramach zachęty organizowali właśnie trening z osobistym trenerem. Fajny gościu. Młodziutki. Do tego miał chyba ze 3 metry wzrostu, gdzie ja choć do niskich bardzo nie należę czułam się jak chucherko ;) I onże, postanowił się poznęcać nad górną częścią mojego ciała. Poszły w ruch różne hantlelki, ławeczka i nawet sztanga z "zabójczym" obciążeniem 2,5 kg ;)
Czekam na pojawienie się zakwasów w moich skądinąd choć porządnie wyglądających ale wątłych tzn słabowitych pęcinkach górnych.
Na koniec godzina na rowerku poziomym.
Znów wychodziłam wyczerpana (nie zmęczona) podobanie jak poprzednio, choć może kapeczkę mniej. I właśnie opuszczając lokal poczułam straszliwie, straszny głód. Jak podobne wyczerpanie występowało po zakupowym chodzeniu się zasiadało w restauracji i raczyło różnymi pysznościami. A co ja mam robić w takich przypadkach??!! Na początek przyszło mi do głowy, że muszę zabierać ze sobą kolację i spożywać od razu po. Ciekawe czy to wystarczy...??



Dziś mam spotkanie podsumowujące Nowy Rok we firmie. Oprzeć się szampanowi nie ma problemu (robię to już 2 lata), ale tym wszystkim zakąską...?!? Obawiam się powtórki ze Świąt. Waga jeszcze nie wróciła do normy z przed zeszłego weekendu a tu znów takie wydarzenia... Nic to. Co by nie było, wpisuję w niebyt, Bo już po jutrze....




... Z NOWYM ROKIEM, Z NOWYM KROKIEM !!!




Do zobaczenia za rok! tzn w przyszłym roku :):)
Pozdrawiam





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz