poniedziałek, 19 grudnia 2011

Podsumowanie po 3 m-cach

Jest źle. I na wadze. I samopoczucie (w skali od "0" do "10") minus 1 i spada.
Ale po kolei. Cyferki wagowe: (więcej jak zwykle w tabelce na dole)
od początku: minus 15,3
czyli:  waga obecna 111,3 kg ; waga wyjściowa 126,6
w programie : minus 5,7
czyli: waga obecna 111,3 kg ; waga wyjściowa 117,00
 
No właśnie. W pierwszych miesiącach po 5kg w tym miesiącu 6,2. Może powiecie, że to niezły wynik. A ja twierdzę inaczej. W pierwszym tygodniu 4 kg. W drugim czyli okresie stabilizacji 0,9 kg i to rozumiem. Ale teraz w trzecim gdzie waga powinna znów lecieć na łeb na szyję tylko  0,8 kg, tak ja w fazie stabilizacji??!! Stanowczo to coś "nie halo".

Jak się sama "dochudzałam" i spadało tylko kg na tydzień było OK, bo przynajmniej McDonalda pojadłam i inne rzeczy które lubię. Cieszyłam się, że przy okazji spada waga.
Teraz jak mam tyle wyrzeczeń oczekiwałabym większych rezultatów. Tutaj jest powiedzenie, tego co niejednokrotnie słyszałam na jodze: "NIE OCZEKUJ". Oczekiwałam i mocno się zawiodłam.

Szukając jednak pozytywów, żeby się całkiem nie załamać, to suma summarum: 11 cm w biodrach, 10 w talii i tyle samo w udzie to całkiem fajnie. Inaczej już się czuję. Inaczej leżą ubrania. Dużo "znalazło" się na nowo jak do nich "dorosłam".
Przez rehabilitację nie chodzę na siłownie i nie ćwiczę. Może jak bym wykonywała plan treningów jak w pierwszym tygodniu było by inaczej... Stop. Nie ma co gdybać. JEST JAK JEST. 

Nie chcę się poddać. Jakoś muszę przetrwać najbliższy czas. Choć nie jestem pewno nie będzie to wykonanie programu w 100%. Skończy się ten wariacki okres, zacznę chodzić na siłownie i dam jeszcze jedną szansę tamu jedzonku.

Waga a raczej brak zadowalającego jej spadku, to nie jedyny powód mego kiepskiego samopoczucia.  Przez ten pierdzielony weekend sprzątania, a chyba konkretnie przez mycie okien, dopadła mnie grypa czy tam inne przeziębienie :( 

Wracam do początku. Nie jest dobrze :(:(

14.30 czyli jest jeszcze gorzej.  
Wróciłam właśnie z Firmowej Wigilii. I co? Nie przeszłam próby ognia. Poszedł w ruch krokiecik z paroma łykami barszczu czerwonego.  Kawałeniek ryby po grecku. Makowiec i ciasto z pysznym czymś. No ale przynajmniej było pysznie!!


4 komentarze:

  1. Haneczko nie smutaj się.
    DUŻO ZDRÓWKA CI ŻYCZĘ BO TO NAJWAŻNIEJSZE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. Na pewno masz rację.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic w tym dziwnego. Co innego tracic na wadze / glownie wode, w mniejszym stopniu tluszcz /, a co innego odchudzanie, czyli tracenie tluszczu. Poczytaj o tym: w necie jest sporo na ten temat. Jesli w jednym miesiacu tracisz 4-5 kg, to jest to glownie woda, a wode wczesniej czy pozniej organizm uzupelnia. Im wolniej chudniesz, tym lepiej: dluzej nie wrocisz do poprzedniej wagi. Najlepiej jest nie przekraczac 2 kg na miesiac.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz.
    Nie wątpliwie masz rację. Najlepszy dowód, że po wczorajszym "normalnym" jedzeniu dziś na wadze kilogram więcej. Wszystko to wiem i zdaję sobie sprawę jednak decydując się na program przyjęłam go ze wszystkimi dobrodziejstwami i minusami. Dostrzegam minusy ale na razie nie chcę się poddawać. Złamanie tego etapu motywuje mnie, żeby następnym razem było lepiej. Na oceny przyjdzie jeszcze czas jak uda mi się wytrwać w tym dłużej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń