poniedziałek, 12 grudnia 2011

Orientalne cycki

Pierwsze 4 dni diety jak skupiałam sie tylko na tym co jeść. Pierś tylko gotując omijałam bardzo ważny jak dla mnie element a mianowicie smak. W kuchni też przez to jakoś się za mało czasu spędzało. Upieczenie piersi w piekarniku było krokiem w dobrym kierunku. Następnym był zrobienie tego na grillu  A wczoraj w ogóle  czułam się jak bym przygotowywała pyszne danie a nie przyrządzała dietetyczny posiłek. Kuchnia była pełna aromatów. Fakt,  że w rozkładzie diety jest wyraźnie napisane, gotowane, albo gotowane na parze. Jednak uznałam, że przyrządzanie w piekarniku, na gilu czy tak jak wczoraj na patelni bez tłuszczu nie jest to chyba przestępstwo...??? Smak dla mnie jest bardzo ważny. Potrafię jeść bardzo długo tę samą potrawę (jak to uparcie czyniłam z płatkami na mleku wcześniej) jednak musi to być potrawa co mi smakuje. Jeżeli wyżej wymienione zabiegi mają sprawić, że wolniej będzie spadać waga to trudno. Jednak wiem, że w ten sposób będę mogła wytrwać w tym dłużej.
W efekcie końcowym wyglądało trochę jak "warzywa curry" przy czym użyłam bardziej hinduskich przypraw, stąd nazwalam potrawę jak w tytule :) Szczegółowo przyrządzanie wyglądało tak:

ORIENTALNE CYCKI
(moja interpretacja potrawy mocno dietetycznej)



Składniki:
- kawałek piersi z kurczaka
- kasza gryczana
- pomidor
- 1/2 papryki
- 1/2 cebuli
- 3 ząbki czosnku
Przyprawy
- 1łyżeczka garam masala
1/2 łyżeczki papryki chili w proszku
½ łyżeczki kurkumy


Podstawowe składniki pokroiłam w kostkę.
Na patelni do smażenia bez tłuszczu zagotowałam trochę wody.
Wrzuciłam czosnek i cebulę. Rozległ się wreszcie po kuchni mniamnuśny zapaszek. Tak to "smażyłam" (bo nie wiem czy mieszanie tego w wodzie można nazwać smażeniem) do momentu aż woda wyparowała.
Wlałam nową niewielką porcję wody i wrzuciłam przyprawy. Znów mieszałam do wyparowania wody.
Wrzuciłam pierś. "Smażyłam" chwilę aż pierś zmieniła konsystencję zewnętrzną. 
Na patelni wylądowała reszta składników i solidna porcja wody.
Po 5 minutach gotowania, dorzuciłam wcześniej ugotowaną kaszę. Odparowałam nadmiar płynu i 

Voilà, oto gotowe jedzonko.


 W dzisiejszym spożywaniu w/w potrawa była bardzo miłym urozmaiceniem ale dziś bardziej niż zwykle brakowało mi w tym soli.

W zeszły poniedziałek po 4 dniach się ważyłam. Dziś przy zmianie diety też planowałam, ale zrezgynowałam z pomysłu. Wstałam obolała, napompowana jak balon z powodu comiesięcznego. Stwierdziłam, że nie ma co się denerować. 

Dziś miałam dodatkowego "stresa". Było pożegnanie prawniczki na sali konferencyjnej. Pyszne torty, cukierki, szampan etc. Może z powodu tego @ miałam ochotę większa niż zwykle rzucić się na to. Aż wyszłam, żeby nie patrzeć. Nie przepadam za tortami ale dziś zjadłabym go z przyjemnością. Ehh... Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.



3 komentarze:

  1. Ooo...to danie na pewno zgapię, aczkolwiek ciekawość mą wzbudziła przyprawa garam masala(?) Pierwsze słyszę. Ostra? Kwaśna? Gorzka? Czego po niej można się spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
  2. I gratuluję kochana silnej woli!!! Tak trzymaj!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama się sobie dziwię, że na razie mam tę wolę. Choć jak tak dalej pójdzie jak ostatnimi dniami to nie wiem czy dam radę.. :/ Ale się staram.

    Nie umiem Ci powiedzieć jaki smak ma Gram masla... no orientalna jest :) trudno mi do czegoś porównać. Kwaśna na pewno nie. Troszkę ostra. Musisz spróbować. Ale Ty sobie koniecznie trochę to posól, bo inaczej zniechęcisz się na starcie :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń