poniedziałek, 7 listopada 2011

Poza światem

Jak bym miała pisać posta wczoraj albo przedwczoraj to brzmiał by tak:
Ja piii, piii, piii ... itd  (oczywiście "pii" to niecenzuralne słowa) jednak nie miałam siły ani dojść do koma ani przy nim wysiedzieć więc zaoszczędzone to zostało.

Dziś w prawdzie nie wiele lepiej ale przynajmniej zmieniłam pozycję horyzontalną na bardziej siedzącą, zmuszona pójściem do pracy.
A cóż mnie doprowadziło do szewskiej pasji?
Pogięło mnie. Połamało. Ogólnie dopadł ból straszliwy w okolicach kręgosłupa lędźwiowego. Cały weekend nawet wizyta w toalecie były wielką wyprawą. Złapanie pionu w najmniejszym stopniu nie było możliwe. Nie będę wdawać w szczegóły. Przeżyłam gehennę i największemu wrogowi tego nie życzę.

Przez to byłam karmiona przez męża. Który lubi tłusto. Nie stroniłam od ciastek. I sama do końca nie wiem co jadłam więc i to też lepiej niech zostanie bez szczegułów.

Dziś chciałam, żeby było trochę lepiej, a wyszło tak:
6.00 płatki na mleku
8.00 kawa z mlekiem i kostką cukru
10.00 200 g sera białego z miodem
13.00 grillowana kanapka z tuńczykiem, warzywami i sosami
16.00 pożywny kapuśniaczek














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz