piątek, 18 listopada 2011

Rybny piątek

Kiedyś co piątek w pracy miałyśmy w zwyczaju jeść na śniadanie rybę z surówkami.
Teraz wszystkie trzy w pokoju staramy się jeść "inaczej" ale bardzo często przeprowadzane są akcje: zbiorowe żywienia :) i dziś również. W ramach tego ruszenia, postanowiłyśmy odświeżyć kubki smakowe owymi rybami.

W "tamtych czasach" było to pyszne jedzenie, dziś niestety nie. Ryba za tłusta, za słona i ogólnie jakaś nie dobra. Tylko podłubałam w niej trochę. Surówki zjadłam połowę, bo jakoś za dużo było.
Swoja drogą się zastanawiam, czy faktycznie to ta ryba się tak "skiepściła" czy nasz smak się wysublimował i wcześniej tego może nie dostrzegał...

Potem mnie zamuliło z powodu chyba tego jedzenia i trzyma do tej pory. Zachciało mi się spać pewnie z powodu pogody, także wpiłam jeszcze jedną kawę. Na tym jedzenie na razie kończę na dzień dzisiejszy.

Jest mi do tego smutno i przykro. Kiedyś na pocieszenie uciekłabym w jedzenie, ale może z powodu tego podtrucia, dziś pójdę tylko spać. Może przejdą przy okazji mi te dolegliwości.

Żarełko dnia:
6.00 Płatki na mleku
8.00 Kawa
10.30 trochę ryby smażonej, trochę  więcej surówki z kapusty
13.00 Kawa





2 komentarze:

  1. JA kocham rybę, kupiona świeża prosto z rynku, smazona bez panierki na patelni jest idealna!!!!

    obserwuje i zapraszam do obserwowania mojego blogu

    ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★

    pozdrawiam serdecznie i zapraszam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie też lubię, ale jak się trafił felerny egzemplarz to takie są skutki :(
    Dzięki za wizytę.

    OdpowiedzUsuń