Kiedyś co piątek w pracy miałyśmy w zwyczaju jeść na śniadanie rybę z surówkami.

W "tamtych czasach" było to pyszne jedzenie, dziś niestety nie. Ryba za tłusta, za słona i ogólnie jakaś nie dobra. Tylko podłubałam w niej trochę. Surówki zjadłam połowę, bo jakoś za dużo było.
Swoja drogą się zastanawiam, czy faktycznie to ta ryba się tak "skiepściła" czy nasz smak się wysublimował i wcześniej tego może nie dostrzegał...
Potem mnie zamuliło z powodu chyba tego jedzenia i trzyma do tej pory. Zachciało mi się spać pewnie z powodu pogody, także wpiłam jeszcze jedną kawę. Na tym jedzenie na razie kończę na dzień dzisiejszy.
Jest mi do tego smutno i przykro. Kiedyś na pocieszenie uciekłabym w jedzenie, ale może z powodu tego podtrucia, dziś pójdę tylko spać. Może przejdą przy okazji mi te dolegliwości.
Żarełko dnia:
6.00 Płatki na mleku
8.00 Kawa
10.30 trochę ryby smażonej, trochę więcej surówki z kapusty
13.00 Kawa
JA kocham rybę, kupiona świeża prosto z rynku, smazona bez panierki na patelni jest idealna!!!!
OdpowiedzUsuńobserwuje i zapraszam do obserwowania mojego blogu
★ ★ ★ ★ ★ ★ ★ ★
pozdrawiam serdecznie i zapraszam!!!
Normalnie też lubię, ale jak się trafił felerny egzemplarz to takie są skutki :(
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę.