środa, 19 października 2011

Po miesiącu...

...czyli dziś rano jak weszłam do łazienki było tak:
     
Dorwałam jednak skubaną i wlazłam na nią. Rezultat:
122,1 kg czyli minus 4,5 
W centymetrach mniej niż u Haneczki, ale z tych największych 4 cm w biodrach też się cieszę.
Taki w kratkę był ten miesiąc i też się dziwię, że wytrwałyśmy. A może właśnie dlatego...
Kopenhaskiej miałam dość po paru dniach. Inne diety też szybko przechodziły w zapomnienie, to może właśnie te słabości sprawiły, że byłyśmy silne i tyle wytrwałyśmy... 
Najważniejsze, że jakieś wyniki są. Bo jak było by na wadze tyle co miesiąc temu to chyba obie byśmy się załamały okropnie. A tak z dozą optymizmy zaczynam nowy miesiąc.





Żarełko dnia:
6.00 szklanka "herbatki imbirowej" tzn woda, imbir, sok z cytryny, nieco miodu. Nie  było mleka w domu dlatego nie zjadłam płatków. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Bo to cudowny napój jest, działa rozgrzewająco przed wyjściem na ten już paskudny dwór no i przyśpiesza metabolizm.
7.00 płatki z mlekiem
9.30 mozzarella, pomidor, rzodkiewka sos
13.30 Potrawka z kurczaka z makaronem
17.30 croissant i parę łyżeczek jogurtu naturalnego


Będę się jeszcze rozpisywać odnośnie jedzenia :)

A zacząć muszę od wczorajszego wieczoru. W ramach tego nic nie robienia wzięłam gazetę i zaczęłam czytać ten artykuł z październikowej Claudi "Dieta dla miłośników jedzenia i picia :)".
Bardzo mi się podobał wstęp, bo to jest to co wiemy ale nigdy w słowa nie umiałam tego ubrać. Aż zacytuję na przyszłość :):
"Badania naukowe dowodzą, że chudnie się szybciej i efekty diety utrzymują się dłużej, jeśli jemy, nie odmawiając sobie wszystkiego, bez ciągłych wyrzeczeń. Gdy posiłek nam smakuje, rozkoszujemy się jedzeniem, mózg szybciej włącza "sygnał sytości". Jeśli natomiast dieta nas frustruje, zmuszamy się do niej i niemal z obrzydzeniem patrzmy na talerz , to pokusa, by ją przerwać i wrócić do dawnych nawyków żywieniowych, jest ogromna. A gdy już jej ulegniemy, podświadomie staramy się wynagrodzić niedawne wyrzeczenia  nakładamy większe porcje przymyków i ... oczywiście tyjemy." (autor tekstu Elżbieta Wichrowska)

O słodyczach przeczytałam w miarę spokojnie. Jednak przy makaronach dostałam ślinotoku i w głowie krążyłam myśl jaki to ja mam makaron w domu by go natychmiast ugotować. 
O 21.00 wyruszyłam do kuchni. Będę gotować makaron! Za nim znalazłam garnek, makaron, za nim się woda zagotowała, trochę "ostygłam". No przecież jutro dzień ważenia. Taka pora. Nie mogę się najeść makaronu!! Skoro jednak już ta woda się gotuje to może wykorzystam ten fakt i upichcę zdrowy obiad na jutro do pracy. Bo to że dziś w pracy obiad zjeść musiałam to było oczywiste gdyż prosto z pracy podążałam do dentysty. W planach była chińszczyzna, ale po co jak mogę wykorzystać zryw na zdrowy posiłek. Baa Zryw zrywem ale znów aż tak bawić się w gotowanie nie lubię. Zatem stanęło na co połączy makaron, zdrowie, szybkość i łatwość wykonania. Poniżej krok po kroku tej prościzny znów na przyszłość jak znów najdzie mnie ochotę i żeby nie szukać przepisu "co tam było i jak".



fot. ze str. jednocześnie z następnym przepisem do wykorzystania
http://trufla3gotuje.blox.pl/2010/02/Potrawka-z-kurczaka.html
POTRAWKA Z KURCZAKA

Składniki na dwie osoby
- 450 ml bulionu ( ja robię z kostek warzywnych)
- kawałek imbiru
- 1 łyżeczka czarnego pieprzu ziarnistego
- 300 g filetu z piersi kurczaka
- 75 g makaronu długi pełnoziarnisty
- 150 g mrożonego groszku
- 1 łyżeczka pesto
- sól, pieprz


W przeliczeniu na 1 porcję: 383 kcal


1. W rondlu podgrzać bulion warzywny. Obrać imbir, rozgnieść w prasce do czosnku i wrzucić do bulionu, dodać zmiażdżone ziarnka pieprzu. Kiedy bulion zacznie wrzeć, włożyć filet z piersi kurczaka i gotować pod przykryciem ok 10 minut. W tym czasie rosół nie może wrzeć, ale lekko "pykać". Następnie wyjąć mięso i ostudzić.

2. Bulion ponownie doprowadzić do wrzenia, wrzucić makaron i gotować ale dente, dorzucić zamrożony groszek i krótko zagotować.

3. Pokroić mięso w kostkę, wrzucić do bulionu. Dodać pesto, zamieszać, wszystko doprawić solą i pieprzem.
Ku mojej przestrodze: przyprawy muszą być wszystkie, nie omijać imbiru czy pesto bo będzie nie dobre.

Jak to ugotowałam to się zastanawiałam, czy to w ogóle da się zjeść. Bo rzadko zdrowe równa się pyszne. I fakt pyszne to nie było ale bardzo dobre. Choć wyglądu to nie miało w ogóle. Przez te pełnoziarniste kluski miało ogólnie taką burą barwę. 

No i słówko o kolacji. Croissant! Byłam w Lidlu na odpowiedzialnych zakupach na zdrowe jedzenie na najbliższy czas i przechodziłam koło nich. Takie pachnące i w ogóle. No i mąż chciał. No i przecież nagroda może jakaś być itd. Z poprzedniego odchudzania pamiętałam, że takie specjały trzeba jeść z kefirem, a że go nie było to się przełamałam do tego jogurtu. W tamtej diecie dość często była słodka bułka z kefirem. Przez to wiedziałam, że niedługo coś takiego zjem i mnie nie ciągnęło. Muszę teraz też od czasu do czasu dorzucić takie rzeczy. Inna sprawa, że najlepiej jak był by to drożdżowy wypiek a nie croissatn i na drugie śniadanie, a nie na kolację. Ale nie czepiajmy się szczegółów ;)

Dzień pomimo tradycyjnych nerw w pracy, cierpienia u dentysty kończę w dobrym humorze. Na jutro też taki zamawiam i dla siebie i dla Ciebie Haneczko :)



4 komentarze:

  1. HANECZKO GRATULEJSZYN ;)
    Za to w kg mnie przegoniłaś więc uciekam ;)

    Rysunek mnie rozwalił hahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękować, dziękować ;)
    A Ty mnie przegoniłaś w centymetrach to bardziej miarodajny wynik więc to ja powinnam być w odwrocie ;)
    A poważniej, to jak sama mówiłaś rywalizacji nie ma między nami i tylko się cieszę, z Twojego sukcesu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ pyszności dziś jadłaś.
    Tylko do tego przepisu to do składników dopisz groszek ;)
    Rywalizacji u nas brak więc i ja się cieszę z Twojego sukcesu :)
    Zamówienie na humor przyjęte :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopisałam :) Dzięki a na pewno wpisywałam jakieś chochliki zjadły ;)

    OdpowiedzUsuń